Po kilku cudownych dniach w Porto pora była wsiąść w pociąg i wyruszyć dalej. Podczas całej podróży towarzyszył nam …mundial ;). Kolejny nasz nocleg zaplanowaliśmy w dawnej stolicy Portugalii – Coimbrze. Nim jednak tam dotarliśmy moim punktem obowiązkowym było zobaczyć Aveiro i pobliską plaże Costa Nova.
Aveiro uważane jest za portugalską Wenecję, kto jednak był w Wenecji i pokochał ją tak jak ja, z pewnością nie zgodzi się na takie porównania 😉 Nie mniej jednak Aveiro ma swój niepowtarzalny urok, gondole, kilka kanałów i piękne secesyjne budowle. Ma też swoje regionalne słodkości – coś na kształt opłatka z koglem – moglem…cóż, wyjątkowo to wyrafinowany przysmak 😉
Na kilka słów o wybrzeżu z Costa Nova przyjdzie jeszcze czas, a tymczasem po południu wylądowaliśmy w Coimbrze, trzecim co do wielkości mieście Portugalii, ze słynnym i najstarszym w kraju Uniwersytetem. I to właśnie tu całkiem przypadkiem trafiliśmy na las bambusowy i do niezwykłego Muzeum Fado, o którego istnieniu wiedzieliśmy chyba tylko My i kustosz tegoż muzeum 🙂 Coimbra leży na wzgórzu, więc spacery po niej wymagały nie lada kondycji, ale warto było. Miasto mocno zaniedbane ma swój niepowtarzalny klimat i piękne zachody słońca…
Po kolejnym niespiesznym śniadaniu powłóczyliśmy się jeszcze trochę wąskimi uliczkami, a wczesnym popołudniem wyruszyliśmy nad Ocean – do Nazare. Ta mała miejscowość, dość mocno turystyczna zasłynęła ponoć z najwyższych na świecie fal i stała się mekką surferów. Ale miasteczko nie straciło swojego uroku. Spotkaliśmy tam sporo wiekowych już Portugalczyków, chętnych do pogaduszek (po portugalsku oczywiście ), a rankiem przypadkiem trafiliśmy na lokalny targ…co tam się działo, z jaką pasją i zaangażowaniem można ćwiartować rekiny, płaszczki i inne takie 😉 Szkoda tylko, że na targu mieliśmy zaledwie dziesięć minut, bo autobusy w Portugalii są niezwykle punktualne 😉